Ubezpieczenia dla artystów w ogniu celebryckiego trolligu

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Drobne sukcesy na drodze prac nad stworzeniem systemu ubezpieczeń społecznych dla artystów wywołały w ostatnich dniach potężny lęk wśród obrońców wolnego rynku. Redaktor Wróblewski, niegdyś wpływowy naczelny mainstreamowego Newsweeka, zwrócił uwagę na szereg zagrożeń jakie niesie ze sobą ubezpieczony artysta.

Świat, w którym żyje redaktor Wróblewski, obecnie bloger w jednym z dziesiątek niepokornych serwisów, to świat w którym wciąż czuć naftaliną lat 90. To świat, gdzie indywidualizm jest podniesiony do rangi dogmatu religijnego, bez najmniejszego rozpoznania jego kontekstu klasowego i incydentalności. To w końcu świat, w którym rządzą panowie około pięćdziesiątki (a zwykle już po), którzy z sukcesem wskoczyli w transformacyjną szczelinę budując swoje kariery i nieomylność. Finalnie to też świat nieprawdopodobnie mizoginistyczny, bo kobiety funkcjonowały w nim jako hostessy lub sekretarki i gdzie praktycznie bezkarny był każdy protekcjonalny przytyk ich dotyczący. Czasy się jednak powoli zmieniły i ten rodzaj wrażliwości zaczął powoli oddalać się od mainstreamu.

Projekt, nad którym pracujemy w Ministerstwie Pracy wspólnie z reprezentacją artystów ma charakter na gruncie polskim pionierski. Nie dlatego, że idea objęcia artystów ubezpieczeniami jest egzotyczna, ale dlatego, że w polskim systemie prawnym ta materia została na ponad dwie dekady zaniedbana. Na to zaniedbanie złożyło się wiele czynników, w tym bajkowy fantazmat o zarabiającej na siebie kulturze, kult indywidualizmu doskonale współgrający z naturalnym egocentryzmem samych artystów, nieudana reforma systemu emerytalnego i w końcu brak wspólnego głosu ze strony samych zainteresowanych.

Proces, który rozpoczął się podczas negocjacji wzmacniany jest poparciem kolejnych grup artystów. Udało się stworzyć szeroką reprezentację obejmującą środowiska muzyków, aktorów, tłumaczy, literatów, dramaturgów i oczywiście artystów wizualnych. Materia jest niezwykle złożona, gdyż każda z tych grup zawodowych posiada indywidualną specyfikę pracy, która musi być uwzględniona w założeniach do projektu.

Projekt jednak bardzo łatwo na obecnym etapie utrącić, gdyż mimo pracy wykonanej od strajku artystów w 2012 roku duża część dziennikarzy zajmujących się tematem nie do końca jest w stanie zreferować problem inaczej niż hasłowo. Jest to o tyle szydercze, że sami dziennikarze są grupą dotkniętą postępująca prekaryzacją warunków pracy i ich sytuacja w ostatnich latach bardzo zbliżyła się do sytuacji artystów.

Porównanie artystów do prostytutek mimo, iż kompromituje całkowicie ich autora, może też wskazywać że pracownicy seks usług również mają swoją godność i uzwiązkowienie oraz zalegalizowanie ich pracy jest w krajach wyżej zurbanizowanych częstą praktyką. Rechot Wróblewskiego śmiejącego się z tego, jak można ubezpieczyć (opodatkować) prostytutkę, jest tylko odbiciem kultywowanej przez niego moralności IV RP. Przypomnę tylko, że głośna seks afera była początkiem upadku tego wzniosłego polityczno-etycznego tworu.

Kontynuując jednak wątek niezdrowej ekscytacji wśród prawomyślnych pionierów wolnego rynku warto również wskazać na perwersyjne z polskiego punktu widzenia wynalazki socjalne dostępne artystom w krajach centralnych: ubezpieczenie od bezrobocia, zasiłki macierzyńskie dla artystek, zasiłki chorobowe oraz środki na przekwalifikowanie zawodowe po zakończeniu kariery. Dla redaktora Wróblewskiego na pewno będzie to kopalnia wymyślnych dowcipów, błyskotliwych aluzyjek, kombatanckich porównań do PRL. Bo przecież artystą może być każdy, to takie nieostre. Niestety, muszę tu zmartwić rzesze domorosłych krytyków projektu ubezpieczeń: najłatwiej za artystę uznać osobę, która jest w stanie wykazać przychody ze współpracy z instytucjami kultury na poziomie uzasadniającym te źródła jako główną aktywność zawodową. Jeśli przychody z innych tytułów nie przekroczą określonego progu to mamy do czynienia z artystą. W przeciwieństwie do KRUS'u, z którego korzystają niektórzy z piewców ekstremalnej formy wolnego rynku, to rozwiązanie sprawdza się m.in. w Niemczech i jest dość szczelne.

Hasła „zrzutki dla artystów" i „nowego podatku" rzucone przez młodocianego redaktora jednego z serwisów doskonale oddają problem recepcji projektu. Z tyłu pozostaje szereg niuansów, w tym dwie rezolucje Parlamentu Europejskiego wskazujące na pilną konieczność objęcia artystów ubezpieczeniami społecznymi. Kolejnym niuansem jest też trudny do objęcia umysłem fakt, że nie każdą aktywność zawodową da się wdrożyć w formę działalności gospodarczej. Z wielu powodów, lecz głównie z tego, że praca twórcza działalnością gospodarczą nie jest. Oczywiście szkicowany obecnie system musi być w jakiś sposób finansowany zewnętrznie, jeśli wysokość składki ma być dla artysty osiągalna. Hasło nowego podatku bezpośredniego oczywiście mrozi krew w żyłach, lecz na szczęście nie będzie konieczne sięganie do tego strasznego środka. Niemniej pracujemy nad kilkoma pomysłami wskazania źródeł, które będą powiązane z miejscami, w których korzysta się z pracy artystów.

Kolejną pracą, którą musimy wykonać, jest konieczność uobecnienia naszych argumentów w debacie publicznej. Mam przeczucie, że proces budowania akceptacji dla projektu objęcia artystów ubezpieczeniami za jakiś czas będzie rozwijał się na innym gruncie niż czytane w ostatnich dniach celebryckie wynurzenia.

artists union
Fotograf nieznany, protest Artists Union, 1930