Tusza, pudel, królik i winniczki, czyli Watou Art Festival

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Historia odbywającego się w zachodniej Flandrii Watou Art Festival sięga lat 80. Wówczas była to impreza skupiająca się przede wszystkim na poezji. W 2009 roku ze względu na sędziwy wiek pomysłodawców festiwal został przejęty przez organizację vzw P'ART, która poszerzyła jego formułę i dała nowy impuls. Obecny dyrektor, charyzmatyczny kurator Jan Moeyaert, z typowo flamandzkiego wydarzenia stworzył jeden z najważniejszych festiwali w Belgii, promujący nie tylko poezję, ale też – i przede wszystkim – sztukę współczesną, na który co roku zjeżdża 10 000 widzów. W tegorocznym programie znalazły się prace 45 artystów, m. in. Louise Bourgeois, Mariny Abramović i Ulaya, Berlinde De Bruyckere, Tracey Emin, Banksy'ego, duetu Elmgreen&Dragset, Anette Messager, Sigalit Landau, Koena Vanmechelena, Leonida Tiszkowa czy Tinkebell. Na festiwalu pojawiła się silna reprezentacja Polski w postaci poezji Wisławy Szymborskiej i Adama Zagajewskiego oraz artysty Pawła Wociala, który jako jedyny został zaproszony na kilkutygodniową rezydencję, aby przygotować nową pracę specjalnie na Watou Art Festival.

Edward Lipski, „Dog”, 1999, fot. Magda Chołyst
Edward Lipski, „Dog”, 1999, fot. Magda Chołyst

Idea festiwalu opiera się na kilku założeniach. Pierwszym jest temat przewodni, który każdego roku staje się nieoczywistym kluczem do wyboru artystów. W tym jest to miłość. Mogłoby się wydawać, że temat jest zbyt obszerny, by dało się uniknąć banału. Organizatorzy wsparli się jednak cytatem belgijskiego poety Barta Moyena: „Its love we don`t understand”.

W pracach nie ma naiwności ani pobłażania. Jest bezwzględna szczerość, plądrowanie romantycznych ideałów i rozdrapywanie tematu miłości. Ważne jest to, że Watou zazębia ze sobą poezję i sztukę współczesną. Ich wzajemna korespondencja opiera się na bardzo różnych zasadach: nawiązaniu, kontynuacji, zaprzeczeniu.

Tinkebell., „Save the snails”, 2013, fot. Magda Chołyst
Tinkebell., „Save the snails”, 2013, fot. Magda Chołyst

Drugim ważnym założeniem festiwalu jest wyjście poza sterylne galerie. Przestrzenie ekspozycyjne powstają w różnych lokacjach na terenie całego Watou: w hangarze, w klasztorze, w opuszczonym domu, na ulicy... Kuratorzy precyzyjnie zaplanowali konfigurację, która tworzy rozbudowany miłosny dyskurs. Odbiorca dostaje mapę miejscowości i sam, trochę jak u Barthesa, tworzy ścieżkę tropów interpretacyjnych.

Paweł Wocial, „The Hummingird”, 2013, fot. Magda Chołyst
Paweł Wocial, „The Hummingird”, 2013, fot. Magda Chołyst

Paweł Wocial, „The Hummingird”, 2013, fot. Magda Chołyst
Paweł Wocial, „The Hummingird”, 2013, fot. Magda Chołyst

Jednym z najmocniejszych punktów programu jest rzeźba Berlinde De Bruyckere, która zasłynęła bezgłowymi i bezpłciowymi rekonstrukcjami ciała. Praca artystki stanowi część inspirowanej twórczością Pasoliniego serii „Into One-Another II to P.P.P.”. W dużej, przeszklonej gablocie zamknięto fragment ciała przypominający tuszę wiszącą w masarni. Można wyodrębnić tors, zdeformowane pośladki, nogi. Wosk, z którego wykonana jest figura, oddaje fakturę ludzkiej skóry, spod której przebijają kości i naciągnięte do granic ścięgna. Bruyckere stworzyła niezwykłą choreografię ciała, które zamrożone zostało w momencie dramatycznej walki, pełnej cierpienia, a jednocześnie siły i woli życia. Gablota została umieszczona w wyciemnionej sali wystawnego budynku w centrum Watou, dlatego pragnienie, aby przyjrzeć się każdemu detalowi pracy, pozostaje niezaspokojone, co potęguje wrażenie obcowania z dziwnym ludzko-nieludzkim eksponatem w muzeum historii naturalnej.

Paweł Wocial, „Look at me”, 2013, fot. Magda Chołyst
Paweł Wocial, „Look at me”, 2013, fot. Magda Chołyst

Równie sugestywne rzeźby pokazał Paweł Wocial. Pierwsza z nich, zrealizowana podczas kilkutygodniowego pobytu w Watou, to „The Hummingbird”. Tytułowy koliber, ptak o najszybszej przemianie materii w przyrodzie, w tej instalacji ma 4,5 metra wysokości i cierpi z powodu patologicznej otyłości. Ciało egzotycznego ptaszka, zamienione w monstrum, stało się metaforą służącą pokazaniu zaburzeń w procesach tworzenia obrazu samego siebie. Druga praca, „Look at me”, to zrealizowana w 2011 roku plastikowa wersja Wilczycy Kapitolińskiej. Z symbolu boga wojny, Marsa, niewiele tu pozostało. Nowa Wilczyca, przetrawiona przez kulturę Zachodu, zatraciła swoje naturalne instynkty. Umalowana, odchudzona, odessana – zrobiona według współczesnego kanonu piękna generowanego przez kulturę masową. Jej ponaddwumetrowe ciało, choć sugeruje matczyną dostępność, nie ma pokarmu. Współczesna Wilczyca karmi jedynie próżnością.

Marcantonio Raimondi Malerba, „Madre”, 2009, fot. Magda Chołyst
Marcantonio Raimondi Malerba, „Madre”, 2009, fot. Magda Chołyst

Ciekawym wątkiem w eksploracji tematu miłości są relacje człowieka ze zwierzętami. W przestrzeni jednego z opuszczonych domów mieszkalnych uwagę zwracają prace Floor Coolsmy. Jedną z nich jest „Boucherie” (gra francuskich słów: boucher – rzeźnik i cherie – kochanie), biały królik związany za nogi drutem i podwieszony pod ozdobnym stiukiem niczym żyrandol. Przechodząc przez salon do kolejnej instalacji, trafia się na rzeźbę Edwarda Lipskiego. Na stole siedzi biały pudel królewski. Jego tępe spojrzenie i barokowe strzyżenie kontrastują z umazanym krwią nosem. Na zapleczu, przy wejściu do ogrodu, eksponowana jest instalacja kontrowersyjnej Tinkebell. Ambicją holenderskiej artystki jest obnażanie społecznej hipokryzji i okrucieństwa w traktowaniu zwierząt. Jedną z jej głośniejszych prowokacji była torebka uszyta ze skóry własnego kota. W Watou Tinkebell ozdobiła kilkaset winniczków kolorowymi paciorkami. Ślimaki których muszle najpierw zostały zanurzane w kleju epoksydowym, a później obsypywane błyskotkami, trafiły do agrokulturalnego lasu o wielkości 10 m2. W „Save the snails” właściwie nic nie powinno wzbudzać sensacji. Według biologów klej nie jest w stanie przeniknąć przez skorupę, a życie festiwalowych winniczków będzie dłuższe i szczęśliwsze niż innych. Największą ciekawość ślimaki wzbudziły podczas otwarcia festiwalu, kiedy przez niedomknięte drzwi ruszyły, jak ożywione klejnoty, w stronę tłumu i barbecue. Watou Art Festival trwa do 1 września, jest więc jeszcze szansa je spotkać.

Leonid Tishkov, „Private Moon”, 2003-2013, fot. Magda Chołyst
Leonid Tishkov, „Private Moon”, 2003-2013, fot. Magda Chołyst

Rosa Verloop, „Me”, 2012, fot. Magda Chołyst
Rosa Verloop, „Me”, 2012, fot. Magda Chołyst