Instalacja Drzewo świadomości Kaliny Wińskiej prezentowana była dwukrotnie, na konkursie "Wild Thing" w Galerii BWA Studio oraz podczas czwartej edycji SURVIVALU w czerwcu 2006 roku we Wrocławiu. Praca wystawiona na Festiwalu Sztuki w Ekstremalnych Warunkach, w podziemiach wrocławskiego dworca zyskała nowy wymiar, poszerzyła pole swojego oddziaływania. Kontekstem dla niej stała się niezwykła przestrzeń - rzadko odwiedzane, mroczne zakamarki, do których docierało się, pokonując schody i pogrążone w mroku korytarze.
Oto "artmix" przenosi się do "Obiegu"! Miałyśmy bowiem od jakiegoś czasu wrażenie, że formuła tego pisma poświęconego sztuce, feminizmowi i kulturze wizualnej w jakimś sensie wyczerpała się. Feminizm to przede wszystkim ruch społeczno-polityczny.
Natomiast sztuka, jak i krytyka sztuki idą swoją drogą. Inspiracje feminizmem, teoriami gender czy queer theory wprowadzają oczywiście wiele ważnych myśli do interpretacji sztuki. Jednak trudno nie oprzeć się wrażeniu, że w jakimś sensie zamykają drogę do twórczości, która idzie na przekór poprawności politycznej, odcina się od ideologii czy też zwyczajnie unika jednoznacznych konstatacji. Nie chcemy by taka sztuka była wyłączona z pola rozważań.
W trakcie swej czteroletniej działalności Zewnętrzna Galeria AMS pokazywała cyklicznie różne prace, które, w większości przy użyciu popkulturowych ram i konwencji, miały pogodzić rządzące współczesną kulturą sprzeczności. Próba specyficznego pojednania sztuki i reklamy, publicznego i prywatnego, wysokiego i niskiego miała służyć aktywizacji społecznej wyobraźni poprzez podanie przypadkowemu, nieprzygotowanemu przechodniowi idei "na talerzu", po który może sięgnąć, jeśli tylko zechce. Widz, przyzwyczajony do wszechobecnego billboardu i citylightu zostaje zaskoczony tym, co się na nim niespodziewanie pojawia.
Kiedy uczestnicy nielegalnego, poznańskiego Marszu Równości, zamknięci w szczelnym kordonie policji, krzyczeli "TAK dla równości! TAK dla demokracji! STOP homofobii!" naprzeciw wmieszanych w tłum bojówkarzy i kibiców, wznoszących słynne już hasła "Pedały do gazu!", "Zrobimy z wami co Hitler z Żydami!", stałyśmy przy wejściu do Starego Browaru, gdzie tłoczyli się mieszkańcy Poznania, którzy tego dnia przyszli tam po prostu na zakupy.
Sztuka w ostatnim czasie lubuje się w przywoływaniu duchów i odkrywaniu mrocznych tajemnic przeszłości. Organizatorzy wystaw działają dwutorowo - wybierają jakieś miejsce i kryjące się za nim historie, chcą byśmy wniknęli w jego atmosferę i w to miejsce wpisują współczesne prace. Łatwo jest pominąć znaczenie ram dla takich wystaw. Widzowie są zwykle pod dużym wrażeniem nastroju danych miejsc, rzadko kto jednak pyta o szczegóły związane z ich historią.
I dlatego też, choć o Biennale Berlińskim napisano już tak dużo, niewiele miejsca zajęła w recenzjach i tekstach historia ulicy Auguststrasse, wzdłuż której rozlokowana była cała wystawa. Może warto więc tę historię jeszcze raz przywołać.
Do niedawna byłam specjalistką do spraw pisania listów protestacyjnych i skarg. Reagowałam na artykuły w prasie, bezczelne zachowanie taksówkarza-seksisty, arogancje spółdzielni mieszkaniowej, decyzje prezydenta miasta, homofoniczne wypowiedzi polityków itd. Skutek? Czułam się lepiej. Bo zrobiłam coś, w przeciwieństwie do nic. Bo powiedziałam, co myślę. Ale w pewnym momencie poczułam coś jeszcze. Poczułam, że język listów protestacyjnych strasznie mnie ogranicza. Muszę pisać grzecznie, poprawnie, spokojnie, żadnej ironii, nie mówiąc już o tym, żeby przywalić między oczy. A ja chciałam kopać, pluć i kląć, a nie żadne tam "Szanowni Państwo". Skoro język mnie ograniczał, postanowiłam zmienić język.