como espiar sin descargar nada press localizar numero movil here exposed cell pics programas para espiar por satelite el mejor espia gratis de whatsapp mua giong ong noi necesito espiar espia mensajes de texto de celulares telcel gratis como funciona spyphone pro como espiar blackberry messenger descargar programa prism espia

Wypowiedzieć niepokój: o pracach Krystyny Kofty

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Krystyna Kofta, znana pisarka i felietonistka, ostatnio traktowana jest w mediach jak "etatowa pani od raka piersi" czy, cytując jej własne sformułowanie, "gwiazda raka piersi". Jako jedna z nielicznych w Polsce medialnych postaci odważyła się głośno i otwarcie mówić o swoich doświadczeniach związanych z tą chorobą. O zmaganiu się z nowotworem napisała też książkę - Lewa, wspomnienie prawej1 . Ten, pisany prawie dzień po dniu, dziennik przedstawia tematycznie dobrany ciąg wydarzeń, dziejących się w okresie jednego roku - od stycznia do grudnia 2002. Jest to dość intymnie zarysowany "proces" dochodzenia do decyzji o wizycie u lekarza i zmierzenia się z diagnozą, przez udanie się na operację, po "wyleczenie". Wyleczenie piszemy w cudzysłowie, bo - jak dobrze wie o tym większość Amazonek - z raka zwalczanego chemioterapią i/lub radioterapią właściwie nigdy się nie wychodzi "cało". Choroba rozwija się w ciele kobiety często niezauważona, przez to, że bywa bezbolesna, natomiast operacja i następujące zaraz po niej leczenie są niezwykle trudnym, dramatycznym i "z nawiązką" bolesnym okresem. Zabijanie promieniami czy zatruwanie farmakologią komórek nowotworowych nie jest obojętne dla całego organizmu i psychiki chorującej kobiety. Konsekwencje "leczenia" bywają więc straszniejsze niż sama choroba; mogą to być: poparzenia, choroby serca, osłabienie kości, uszkodzenie nerwów, wycięcie węzłów chłonnych, obrzęki limfatyczne itd. Krystyna Kofta w swym dzienniku pokazuje "błogą nieświadomość" choroby, zdecydowane działanie w obliczu diagnozy i cierpienie wynikające z leczenia. Jej dziennik opisuje najbardziej newralgiczny moment - gdy dowiaduje się o chorobie i oddaje się w ręce ratujących jej życie lekarzy. Potem zaczyna się już "monotonia" egzystencji z konsekwencjami choroby i skutkami leczenia. Lewa, wspomnienie prawej to wypowiedź autentyczna, nie widać tu żadnych ubarwień na potrzeby publikacji. Autorka, w rozmowie z nami stwierdziła, że książka jest prawdziwym dziennikiem, z którego usunęła jedynie zupełnie niezwiązane z "tematem" wpisy. Czytając jej dziennik, czytelnik/czytelniczka odnieść może wrażenie wielkiej bliskości z autorką, ta intymność czasami przeszkadza i krępuje - z jednej strony bowiem oczywistym jest, że to iluzja, z drugiej wrzucenie w sytuację podglądania jej, jej rodziny, znajomych powoduje, że można się poczuć bardzo niezręcznie, wręcz zawstydzić. Jednakże okazuje się, że Krystyna Kofta może "odsłonić się" jeszcze bardziej, oferując szansę na współodczuwanie z nią cierpienia - cierpienia dosłownie widzianego jej oczami. Wypowiada się ona bowiem nie tylko poprzez słowo, ale sięga również do sztuk plastycznych, tworzy rysunki, szkice, kolaże.

Krystyna Kofta skończyła liceum plastyczne i przez rok studiowała malarstwo na UMK w Toruniu. Ale, jak mówi, nie wytrzymała studiów bez analiz literackich, bez ciągłego czytania. Jednak zamiłowanie do rysowania pozostało.

W rysunkach z ostatniego czasu ujawnia się groza związana z chorobą nowotworową. Krystyna mówi, że - wbrew pierwszemu skojarzeniu niezorientowanego odbiorcy - jej prace nie są formą autoterapii (powstały później niż doświadczenie choroby i chemioterapii), choć jednocześnie przyznaje, iż rysuje po to, by "wyrzucić" to, co ma wewnątrz: ukryte myśli, sny, własne lęki. Chce wypowiedzieć to, czego nie można opisać za pomocą słów. "Tych słów było już za dużo, chciałam od nich odpocząć" - mówi Kofta.

Właściwie te rysunki Krystyna tworzy przede wszystkim dla siebie, "do szuflady". Pokazała je na razie bardzo niewielu osobom, między innymi nam. Poprosiłyśmy o możliwość opublikowania ich w artmixie i opisania.

Coś jest takiego w rysowaniu, że niektóre osoby zajmują się tym niemal automatycznie, szkicując na pierwszych lepszych kartkach czy nawet na skrawkach wolnego papieru. Może ten rodzaj rysowania pozwala odejść złym myślom, odpocząć, ale i zobaczyć to, co zalega w umyśle i co właśnie trzeba "wyrzucić". Rysowanie jest więc formą odpoczynku, odprężenia. Dzieje się tak również w przypadku twórczości Kofty, która większość rysunków i szkiców stworzyła w ukochanym Zakopanem. Może warto w tym miejscu przypomnieć słowa innej artystki, która również część swojej twórczości traktowała właśnie "wypoczynkowo". Chodzi o Katarzynę Kobro i jej małe akty, które zupełnie różniły się od unistycznych rzeźb traktowanych przez nią jako prawdziwa twórczość. Kobro mówiła, że tworzenie aktów traktuje jako odpoczynek po eksperymentalnym przetwarzaniu świata widzialnego2 . Historycy i krytycy sztuki mają zwykle problem z takimi "szufladowymi" pracami. Nie wydają się one zbyt nowatorskie formalnie, powstają jakby niezależnie od przemian, które następują w aktualnej im sztuce. Są więc trochę spoza czasu, a może inaczej - pochodzą nie z czasu uniwersalnego, ale z czasu osobistego, budują najczęściej drobną narrację o tworzącej je osobie. Można zaryzykować tezę, że Kobro w tych małych aktach zawarła ogromny ładunek emocji związanych z własnym dramatem spowodowanym przez odrzucenie przez męża, doświadczaniem przemocy z jego strony i być może też z własną chorobą (nowotwór macicy). Jednak w historii sztuki i jej wypranych z emocji i uczuć kategorii pisanie o tym jest prawie, że niemożliwe.

Podobnie trudno jest analizować prace Kofty. To w większości proste szkice i rysunki (ołówkiem, lub ołówkiem i piórem) ukazujące kobietę (alter ego artystki?): bez włosów ("Portret bez tytułu", "Popiersie półpiersia") lub ze świeżo wyrastającymi włosami, przypominającymi puch ("Nieopierzona"), lub wręcz odwrotnie - z nienaturalną burzą gęstych włosów ("Szkic do snu o włosach"). Część prac to rodzaj kolaży powstających przez wycięcie rysunków i naklejenie ich na tekturę i dalej na kartkę papieru. Większość wykonana jest ołówkiem i piórem w czarnej kolorystyce. Są to na przykład niezwykle interesujące prace o "ptasiej" tematyce (np. "Ptasia królowa", listopad 2004).

Te prace są najbardziej niejednoznaczne i nie odwołują się wprost do choroby. Wspomnieć można też bliską im formalnie pracę pt. "Nerwowy dzień" (marzec 2005), gdzie rysunki naklejone są na tekturę i pokolorowane pastelami.

Przedstawiona kobieta ma na głowie coś w rodzaju kapelusza czy toczka, z przyczepioną do niego kokardą z piórami. Jednak nie jest to żadne tradycyjne nakrycie głowy, ale mózg, co wskazuje na ukazanie stanu wewnętrznego protagonistki: jej tytułowej nerwowości. Tak, jak można mieć przysłowiowo "serce na dłoni", tak kobieta ukazana w "Nerwowym dniu", ma metaforycznie - mózg na wierzchu (na głowie). Kofta odwraca tu wyraźnie dualizm zewnętrznej powłoki i wnętrza ciała, na co wskazują też rozchodzące się na zewnątrz od głowy kobiety delikatne żyłki - będące wyobrażeniem nerwów protagonistki. Inne z tych wyklejanek są dodatkowo kolorowane (w ostrych kolorach przy użyciu pisaków). Te odnoszą się bezpośrednio do przeżytej choroby nowotworowej ("Wspomnienie chemioterapii", "Wspomnienie ćwiczeń na bloczkach", "Lęk przed badaniem"). Powstały półtora roku po zakończeniu przez Krystynę Koftę chemioterapii, są więc rodzajem retrospekcji, przetworzonej na język graficzny, symboliczny.

Wspomnienie chemioterapii, kwiecień 2004

Jeśli chodzi o formę, warto zwrócić uwagę na nakładanie wyciętych rysunków, które można powiązać z radykalną mastektomią oraz z nakładaniem protezy. Skojarzyć można więc te rysunki z pragnieniem rekompensaty (por. tekst o kalendarzu Amazonek). Prace te charakteryzują się też prostotą i oszczędnością kreski. To przede wszystkim gra z symbolami i skojarzeniami.

"Wspomnienie z ćwiczenia na blokach" (z kwietnia 2004 r.) przedstawia dwie kobiety - jedną siedzącą na krześle, a umiejscowioną na rysunku prawie w centralnym miejscu, drugą "zawieszoną" w przestrzeni nad nią. Obie kobiety przyjęły taką samą pozycję - siedzącą, z rękoma wzniesionymi do góry, prostopadle do osi ciała. Obie kobiety są amazonkami z odjętą lewą piersią, eksponują to miejsce poprzez rozwarcie ramion i przez ułożenie swoich głów na prawym ramieniu. Ich głowy otoczone są świetlistą aureolą. Natychmiast rodzi się skojarzenie z ukrzyżowanym Chrystusem i dobrym łotrem na Golgocie - tym, który przyznał się do winy i któremu Chrystus wybaczył, mówiąc: "Jeszcze dziś ze mną będziesz w raju". Kobiety mają - tak jak Chrystus po włóczni rzymskiego żołnierza - bliznę po operacji idącą wzdłuż ich lewego boku. Zostały przebite narzędziami chirurgicznymi, ale nie po to, by przez tę "szczelinę" uszło z nich życie. Wręcz odwrotnie: kobiety mają blizny, które znamionują, że pozbawiono je tego, co zagrażało ich życiu. Kobiety przedstawione na rysunku znajdują się więc w zdecydowanie innej sytuacji: pomimo bólu, ćwiczą swoją rękę, która stała się niesprawna po wycięciu węzłów chłonnych. Być może czują się "jak z krzyża zdjęte", jednak nie poddają się, aby móc wrócić do życia (otrzeć się o śmierć i symbolicznie "zmartwychwstać"?).

Prace te wprost stawiają pytanie o cierpienie i jego sens. Ukazanie okaleczonego ciała oraz skutków chemioterapii (wypadanie włosów i ich późniejsze odrastanie) jest jak powtarzanie traumy, które ma na celu pozbycie się jej. Wizerunek chorych kobiet można też skojarzyć z wizerunkami świętych męczennic, takich jak św. Agata (która została pozbawiona piersi i uznana za patronkę kobiet po mastektomii) czy opisywana przez Olgę Tokarczuk św. Wilgefortis (ukazywana właśnie jako kobieta na krzyżu; taki wizerunek znajduje się m.in. w Wambierzycach Śląskich).

Z tej serii jest też praca "Lęk przed badaniem" z maja 2004. Naga kobieta, której jedynie biodra przesłonięte są jakimś ręcznikiem, zasłania dłońmi swoje piersi, a właściwie prawą pierś i miejsce po amputowanej lewej. Na jej głowie zaczynają dopiero odrastać włosy, które prawdopodobnie wypadły jej po "chemijce". Cała postać jest zamknięta w sobie, zwarta, ręce przylegają blisko tułowia, dłonie zasłaniając pierś zanurzają się pod pachami, nogi zwarte, blisko siebie. Kobieta zwiesiła głowę, patrzy w podłogę - z rezygnacją, przygnębiona, opuszczona. Nie jest ona jednak w tym pomieszczeniu sama. Na oparciu krzesła, na którym powinna chyba usiąść, siedzi ptak, wyglądający na feniksa. Oboje emanują własnym światłem; ona wygląda jak święta, ptak - jak "żar-ptak" z rosyjskiej baśni. Święci mają zwykle aureole wokół głowy, kobieta cała jest w poświacie, znowu kojarzy się więc z męczennicą. Ptak patrzy na nią przenikliwym, lecz łagodnym wzrokiem - widać, że jest jej sprzymierzeńcem. Ptaki są symbolem wolności, opanowania bezkresnych przestworzy, przekraczania granic (a może nawet ich braku). Ale są też symbolem bezpieczeństwa. Ptak, cały pokryty piórami, posiada warstwę ochronną, która dzieli go od świata zewnętrznego. Ptak nigdy nie jest nagi (chyba, że od razu po wykluciu się z jajka), staje się więc symbolem osłonięcia własnego "ja" przed spojrzeniem i oceną innych. Jeśli więc dla ptaka nie istnieją granice geograficzne, jeśli należy do niego cały świat, to posiada jednak wyraźne granice siebie oddzielające wnętrze od zewnętrzności. Ten ptak, któremu przeciwstawiona jest zasłaniająca się kobieta, wydaje się więc symbolizować marzenie o warstwie ochronnej, tęsknotę za integralnością i strach przed dalszym naruszeniem cielesnych granic.

O tym braku warstwy ochronnej mówi też praca pt. "Nieopierzona" (z 28 lutego 2004 r.). Kobieta jest naga i nie zakrywa już swej "sfery Afrodyty, trójkąta naszych początków..."3 czy - mówiąc bardziej współcześnie/medycznie: wzgórka łonowego. Kobieta nie ma ludzkich rąk - ma skrzydła. Jej młodość już dawno przeminęła, co znamionują liczne zmarszczki na twarzy i szyi. Kobieta wydaje się nieco zawstydzona swoją nagością, wygląda jakby była obiektem badań lekarskich - wystawiona na ogląd, nieposiadająca swojego ciała na własność.

Rak piersi bardzo silnie uderza w potocznie rozumianą kobiecość - w wyniku operacji kobieta pozbawiona zostaje piersi, a w wyniku chemioterapii - włosów. Brak obu tych atrybutów znacząco wpływa na obraz siebie u kobiet po mastektomii. Dla niektórych kobiet najtrudniejsze jest właśnie pogodzenie się z wypadaniem włosów po "chemii", ponieważ przez to czują się napiętnowane w oczach otoczenia4 . Brak piersi można zatuszować protezą i odpowiednio dobraną bielizną - peruka nie daje poczucia bezpieczeństwa, ochrony przez wzrokiem wścibskich ludzi, raczej pobudza niezdrową ciekawość5 . Niekiedy kobiety starają się unikać oglądania swojego ciała, nie chcą patrzeć na bliznę po operacji, trudno jednak zupełnie uciec od odbić własnej twarzy w szybach wystawowych, w lustrach w windzie, w szybach przejeżdżających aut.

W takim momencie kobieta jest na siłę konfrontowana ze stereotypem kobiecości jako obiektu seksualnego i/lub matki. W pierwszym przypadku na równi z obfitym biustem ważne są długie, gęste włosy, w drugim liczą się piersi pełne pokarmu. W wyniku choroby kobieta pozbawiona zostaje tego, co jest rudymentem dla (narzuconego) jej poczucia kobiecości Taki moment rozpoznania swojego zmienionego "ja" prawdopodobnie jest dość dramatyczny, wiąże się on bowiem z przymusem porzucenia wygodnego/znaturalizowanego esencjonalizmu na rzecz uprawianego na własne potrzeby konstruktywizmu i wypracowania nowego nastawienia do siebie: "chociaż nie mam piersi nadal jestem kobietą"6 .

Jak bardzo brak piersi i włosów nie kwestionuje "kobiecości" pokazuje choćby praca "Wenus z Centrum O." (z sierpnia 2003 r.). Centrum O. to oczywiście Centrum Onkologii, gdzie autorka pracy bywała na zabiegach chemioterapii. Naszkicowana postać nawiązuje do Wenus z Milo i jest jak gdyby jej lustrzanym odbiciem. Są tu ewidentne podobieństwa i jest też gorzka czy ironiczna zabawa z wizerunkiem uosobionego piękna. Obie Wenus: zarówno starożytna, jak i ta "z centrum O." ukazane są w charakterystycznej pozie, z wyeksponowanym prawym biodrem. Górna część ich ciał jest naga, ale biodra i nogi zakrywa udrapowana materia (w przypadku pracy Krystyny Kofty jest to wzorzysta chusta). Wenus-Afrodyta ma starannie upiętą fryzurę, ułożoną z długich, falistych włosów, która odsłania zgrabną szyję i ramiona. Wenus z Centrum O. jest zupełnie łysa, przez co jej głowa wydaje się nieproporcjonalnie duża, a twarz napastliwie wyrazista. Jej melancholijnego wyrazu nie łagodzą długie kolczyki ani delikatne koraliki na szyi. Klasyczna rzeźba - choć ma odłupane ręce - przez wiele stuleci wyznaczała kanon kobiecego piękna. Wenus z Centrum O. nie stanie się wzorcem, chociaż w innych okolicznościach mogłaby nim być: ma wielkie oczy, mały nos, wydatne usta, obfitą pierś, ale tylko jedną. Mogłaby natomiast stać się symbolem smutku, ale i godzenia się z chorobą, akceptacji swego - nadal pięknego, mimo że okaleczonego - ciała.

"Nieopierzona" i "Wenus z Centrum O." znajdują się na innych etapach życia/leczenia, co podkreśla nie tylko siatka zmarszczek na twarzy tej pierwszej, ale i jej odrastające już włosy. "Wenus z Centrum O." mogłaby jeszcze aspirować do tytułu miss, "Nieopierzona" pogodziła się już z przemijaniem, ze zmianami, które następują w jej ciele w wyniku starzenia się, ale i choroby. Jednak, mimo tego pogodzenia, włosy pojawiają się niczym fantazmat.

Marę senną przedstawia praca "Szkic do snu o włosach" (z 29 lutego 2004 r.), która powstała następnego dnia po narysowaniu "Nieopierzonej" - jest zatem sennym widziałem tej kobiety, jej marzeniem.

Warto zatrzymać się jeszcze przy kilku pracach, które wprost wskazują na dezintegrację własnego ciała.

Rysunek "Rozpad estetyczny" (2003) ukazuje dziwną postać - kobietę z wielką głową i rozsypującym się szkieletem. Całość przywodzi na myśl surrealistyczny znak na szlaku górskim. Lewa część twarzy kobiety została wygryziona (wyjedzona przez raka?). Jednak ukazana kobieta wydaje się zupełnie nie zwracać na to uwagi. Jest zrezygnowana, zamyślona, czy może raczej zmęczona, poddająca się toczącej ją chorobie. Jej ciało nie tyle jednak się rozpadło, co uschło, wysuszyło się i z braku ożywczych soków kruszy się. Na twarzy kobiety nie widać cierpienia, bólu. W swej rezygnacji wydaje się ona wręcz znudzona, jakby chciała, aby wszystko się już skończyło - nie ma zamiaru walczyć. Jakby mówiła: "Niech to się wreszcie skończy, mam dosyć". Poza, którą przyjęła - założone, na wyschniętej piersi, ręce, pozostałe kości jednej nogi - sugeruje, że kobieta jest zawieszona w pustej przestrzeni. Brak tła, pustka otaczająca przedstawianą postać pojawia się w większości prac artystki i może sugerować poczucie izolacji, osamotnienia, albo też pragnienie wyobcowania się czy oderwania od cierpienia. Postać jest nieproporcjonalna - nie utrzymałaby się na kruszącym się goleniu. Wielka głowa wyrasta z nieproporcjonalnie długiego odcinka kręgosłupa szyjnego. Równie nierealna jest burza włosów, a właściwie wielokrotnie zapisanego słowa "rozpad". Ta praca powstała w Zakopanem 2003 roku, kilka miesięcy po zakończeniu chemioterapii, odebrana może zostać jako wyraz smutku autorki spowodowanego zmianą zewnętrzną, jaka w niej zaszła pod wpływem leczenia. Obolałe ciało dające odczucia rozpadu, destrukcji budzi niechęć, ale i lęk przed utratą kontroli nad nim, niemożność zrozumienia go.

"Halny wieje" to druga grafika, która powstała podczas pobytu w Zakopanem w 2003 r. Ukazana jest tu kobieta-monstrum: kobieta-ptak zamknięta w muszli. Ten wizerunek kojarzy się też z toposami "dzikiej kobiety", "kobiety-natury". Z jej głowy, twarzy, ciała wyrastają gęste chaszcze - długie ptasie pióra. Zamknięta jest w egzotycznej muszli zakończonej nagą kobiecą piersią, bez pary. Gdy wieje halny "kobieta-natura" szaleje. Gdy wieje halny występują niekorzystne warunki biometeorologiczne, zdarza się wówczas więcej wypadków, bójek, więcej ludzi targa się na własne życie, osoby chore silnie odczuwają nerwobóle, a meteopaci - bóle głowy, depresje, pobudzenie itd. W przypadku tej pracy, ukazana kobieta może być też przedstawieniem właśnie halnego wiatru, który wydostaje się z muszli. Ale ów halny, który powoduje zniszczenia w przyrodzie (np. połamane drzewa), jak i wspomniane pogorszenie nastroju, staje się w tym przypadku metaforą choroby, która, jak halny, przychodzi nagle, powoduje spustoszenia i odchodzi, tylko po to, by znowu znienacka zaatakować.

Choroba, jaką jest rak wywołuje bardzo negatywne emocje, wśród których dominującym jest lęk, niepokój: o siebie, swoje zdrowie, życie, o bliskich i o przyszłość. Kobiety, które dotknął rak piersi zmuszone zostają do walki z własnym ciałem, z chorobą, ze stereotypami, z uwewnętrznionym modelem kobiecości, który staje się nieadekwatny w stosunku do zmienionego wizerunku/tożsamości. Przyglądając się pracom Krystyny Kofty można wyraźnie odczuć ten niepokój, który wyraża w kontekście różnych sytuacji, jakie spotkały ją z powodu choroby: strach przed bólem, niepewność przyszłości, lęk przed zmianami, jakie wystąpią w trakcie leczenia.

Prace Krystyny Kofty opowiadają o bólu przeżytej choroby i dramatycznym leczeniu, opowiadają mocniej niż słowa, którymi napisany jest dziennik Lewa, wspomnienie prawej. W pewnym sensie są one dokumentacją zewnętrznych zmian, ale bardziej chodzi o dokumentację tego, jak te zmiany odciskają się na świadomości autorki. Te rysunki ukazują więc stany wewnętrzne wywołane wspomnieniami lub bezpośrednimi przeżyciami. Są to przede wszystkim wizualizacje własnych strachów, lęków i niepokojów.

  1. 1. Krystyna Kofta, Lewa, wspomnienie prawej. Z dziennika, Warszawa: W.A.B. 2003
  2. 2. Janusz Zagrodzki, Katarzyna Kobro i kompozycja przestrzeni, Warszawa 1984, s. 29
  3. 3. Erica Jong, Skok Safony, przeł. Łukasz Nicpan, Warszawa: Świat Ksiązki, 2005, s. 43.
  4. 4. Erving Goffman, Piętno. Rozważania o zranionej tożsamości, przeł. Aleksandra Dzierżyńska, Joanna Tokarska-Bakir, Gdańsk: GWP, 2005, s. 77-145.
  5. 5. Małgorzata Gajda, "Zmiana obrazu siebie u kobiet po mastektomii", (w:) Trzeci wiek drugiej płci. Starsze kobiety jako podmiot aktywności społecznej i kulturowej, pod red. E. Zierkiewicz, A. Łysak, Wrocław: Marmar, 2006, s. 187.
  6. 6. Tamże, s. 181-191.