W kultowej nowojorskiej galerii A.I.R. zakończyła się niedawno wystawa Dom kobiet czy dom na kółkach? „Własny pokój" dzisiaj. (A ‘Womanhouse' or a Roaming House? "A Room of One's Own" Today). Kuratorką wystawy była Mira Schor, artystka i teoretyczka, która w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku uczestniczyła w przełomowym projekcie sztuki feministycznej Dom kobiet. Spektakularny Dom kobiet był wystawą, która odmieniła sposób patrzenia na sztukę kobiet, sztukę feministyczną i postać artystki. W 1972 roku dwie prekursorki sztuki feministycznej Miriam Schapiro i Judy Chicago wynajęły w Kaliforni pusty dom i zaprosiły swoje studentki do wypełnienia go twórczością. Fakt, że była to przestrzeń zarezerwowana wyłącznie dla kobiet łączy Dom kobiet z najnowszą wystawą, która odbyła się w jednej z najstarszych kobiecych galerii na Wschodnim Wybrzeżu, brooklińskim A.I.R. Trzeba jednak dodać, że pod względem metrażu A.I.R. kwalifikuje się raczej do kategorii pokoju. Zresztą obydwa projekty nawiązują otwarcie do „Własnego pokoju" Virginii Woolf z 1929 roku, dzieła, które nie przestaje inspirować kolejnych pokoleń feministek. Zebrane na wystawie prace, wykraczające znacznie poza działkę "gender i nieruchomości" świadczą zresztą o niesłabnącej sile eseju Woolf, uznawanego powszechnie za manifest umysłowego wyzwolenia kobiet.
Sfera prywatna/sfera publiczna
Napięcie na linii podziału pomiędzy sferą publiczną a prywatną jest jednym z motorów teorii feministycznej. Kobiety były tradycyjnie spychane do sfery prywatnej. Działaczki pierwszej i drugiej fali feminizmu dążyły do rozprawienia się z tym podziałem- walka o dostęp do edukacji, prawa polityczne i ekonomiczne miała na celu usankcjonowanie wyjścia kobiet ze sfery prywatnej. Jednym z głównych haseł feminizmu drugiej fali było „prywatne jest polityczne". Walka o prawa reprodukcyjne i pracownicze, w pierwszej kolejności o odpłatną pracę kobiet uświadomiła wszystkim, że decyzje podejmowane w domowym zaciszu mają wielki ładunek polityczny.
Refleksja na temat domu i podziału na to, co prywatne i publiczne oraz jego kontestowanie były motorem wielu artystycznych działań. Pierwsze feministyczne historyczki sztuki sięgnęły po obrazy starych mistrzyń i zwróciły uwagę na to, jak tradycyjny podział ról i obowiązków wpłynął na tematykę malarstwa sztalugowego. Kobiety malowały portrety i wnętrza, bo były na to skazane z racji obowiązującego porządku społecznego, a nie dlatego, że zainteresowanie wystrojem wnętrz leży w kobiecej naturze. Co ciekawe, do końca XIX wieku kobiety miały bardzo ograniczony wpływ na urządzenie domu. Mimo, że dom był postrzegany jako sfera kobieca, to mężczyźni byli odpowiedzialni za dobór mebli. Dopiero rozwój przemysłu i podmiejskich osiedli doprowadził to sytuacji, w której wyczerpani dojazdami mężowie stracili energię, aby mieszać się w sprawy dekoracji wnętrz. I tak oto kobiety zaczęły być postrzegane jako główne konsumentki usług rynku wnętrzarskiego zanim jeszcze nabyły prawa do posiadania nieruchomości. Na początku XX wieku salon stał się tematem i przestrzenią, w której powstawała sztuka „nowych kobiet".
„Leksykon wściekłości i frustracji"
W latach siedemdziesiątych eksplorowanie sfery prywatnej i jej granic było motorem wielu spośród kanonicznych dzisiaj feministycznych interwencji. Sylvia Federici napisała wówczas, że zostać gospodynią domową to „los gorszy niż śmierć", Martha Rosler opracowała swój „leksykon wściekłości i frustracji" czyli Semiotykę kuchni, Judy Chicago oddała hołd kobiecemu autorstwu poprzez stworzenie gigantycznego waginalnego serwisu obiadowego, który stał się częścią monumentalnej instalacji Dinner Party. Najważniejszą domową interwencją artystyczną wczesnej sztuki feministycznej pozostaje oczywiście zrealizowana w 1972 roku wystawa Dom kobiet.
Dwie prekursorki sztuki feministycznej i jej nauczania w Stanach Zjednoczonych, Miriam Schapiro i Judy Chicago zaprosiły swoje studentki do wynajętego domu, w celu zaprowadzenia w nim feministycznego porządku. Bezpośrednią inspiracją do stworzenia wystawy, oprócz faktu, że brakowało wówczas zainteresowanych feministyczną praktyką artystyczną galerii, był esej Virginii Woolf „Własny pokój". Pisarka zmagając się z brakiem czasu na pisarstwo i zastanawiając się dlaczego nie było wielkich kobiet artystek, dochodzi do wniosku, że kobiece obowiązki towarzyskie i brak prywatnej przestrzeni uniemożliwiają rozkwit kobiecego autorstwa. Woolf konkluduje, że do pisania potrzebny jest własny pokój i trochę pieniędzy. Traktując to jako punkt wyjścia, Schapiro i Chicago postanowiły stworzyć swoim uczennicom dobre warunki do pracy twórczej. Studentki miały do zagospodarowania różne pokoje. Okazało się, że najwięcej emocji budziła praca w uznanych za typowo kobiece przestrzeniach: łazience, kuchni i salonie.
Między kuchnią a salonem
W jaki sposób przestrzeń, którą zamieszkujemy wpływa na odgrywane przez nas role płciowe? - to pytanie wyznaczyło kierunek poszukiwań uczestniczek wystawy Dom kobiet. Prace, które powstały w Domu kobiet ukazywały dom jako źródło traumy albo jako schronienie.
Judy Huddleston, Faith Wielding i Ann Mills stworzyły aranżacje przypominające waginę, która w ich interpretacji znowu stawała się domem. Domek dla lalek, wspólna praca Sherry Brody i Miriam Schapiro podkreślała kontrast pomiędzy pozytywnymi skojarzeniami, które mamy z domowym ogniskiem a potencjalnymi dramatami, które mogą rozgrywać się w czterech ścianach. Jadalnia, wspólne dzieło 6 uczestniczek projektu było manifestacją potencjału artystycznej kolaboracji. Robin Weltsch zaaranżowała kuchnię jako sensualną przestrzeń wypełnioną gotowymi do karmienia piersiami-płaskorzeżbami autorstwa Vicky Hodgetts.
Przejęta przez Judy Chicago łazienka została podporządkowana tylko jednej funkcji kobiecego organizmu: menstruacji, ale pamiętajmy, że było to w czasach, kiedy historycy sztuki, nie chcieli myśleć o tym, że Venus z Urbino mogła miesiączkowa.
Dom Kobiet rozpoczął trwający do końca lat osiemdziesiątych karnawał sztuki feministycznej i zasygnalizował większość kierunków rozwoju feministycznej praktyki artystycznej. Przede wszystkim, cel przeciwstawienia się męskocentrycznej wizji sztuki, w której postać artysty jest sformatowana jako mężczyzna. Odrzuceniu postaci dzierżącego pędzel lub fallus geniusza towarzyszyło zakwestionowanie modernistycznej wizji sztuki, odrzucenie idei autorstwa, której przeciwstawiano artystyczną kolaborację, odrzucenie teradycyjnych gatunków i próba zrehabilitowania mniej cenionych i uznawanych za typowo kobiece rzemiosł. Tematem większości prac artystek feministycznych w tamtym okresie była kobiecość i jej różne interpretacje. W latach dziewięćdziesiątych kobiecości zaczęto przeciwstawiać dziewczęcość, był to symptom pojawienia się nowej generacji aktywistek. To pokolenie przyjęło wszystkie zdobycze swoich matek, ale upomniało się o prywatność. Okazało się, że to co od jednego pokolenia wymaga politycznej odwagi, w kolejnym wpisuje się bez trudu w główny nurt i prywatność. Nawet fenomen Riot Grrls, „złych dziewczyn", które się przeciw głównemu nurtowi buntowały, został dość szybko skomodyfikowany i zredukowany do komercyjnego sloganu „Girl Power".
Od gospodyni domowej do szafiarki
Kolejne pokolenie odrzuciło przestrogi Riot Grrls odnośnie kultu urody i napędzającego kompleksy przemysłu kosmetycznego. Buntowniczkę wyparła szafiarka. Jej zapowiedzią była bohaterka eseju francuskiego kolektywu Tiqqun. W pochodzącym z 1998 roku studium „Notatki do studium młodej dziewczyny" członkowie Tiqqun stworzyli portret dziewczyny jako maszyny do konsumpcji. Mimo, że twórcy konceptu podkreślali wielokrotnie, odpowiadając na zarzuty o mizoginię, że młoda dziewczyna nie musi być koniecznie płci żeńskiej, nie musi być młoda, ba, bycie młodą dziewczyną nie wyklucza posiadania penisa, bo wszyscy jesteśmy podszyci młodym dziewczęciem, to jednak ich opis dziewczyny inspirowany gombrowiczowską Młodziakówną bardzo dobrze wpisuje się w sieć binarnych opozycji, na których opiera się patriarchat. Młodziakówna przełomu wieku jest maszyną do gapienia się, bezrefleksyjnie konsumuje obrazy i produkty, a swoje życie dokumentuje przy pomocy specjalnych aplikacji i mediów społecznościowych.
(Nie) wszystko na sprzedaż
Ta wizja kobiety jako konsumentki jest oczywiście oderwana od rzeczywistości, i nie uwzględnia faktu, że kobiety odgrywają bardzo ważną rolę w podtrzymaniu równowagi ekonomicznej na świecie i, że bez ich, w większości przypadków niewidzialnej i nieopłacanej pracy, nie udałoby się podtrzymywać neoliberalnego reżimu. Wysokość dochodów generowanych w tzw. różowej strefie szacuje się na 30% produktu krajowego brutto, ale praca kobiet pozostaje nieodpłatna, niewidzialna i niedoceniona. I właśnie tego fenomenu dotyczyła większość prac zaprezentowanych na wystawie zorganizowanej przez Mirę Schor.
Sztuka post-konsumpcyjna
Schor, uczestniczka wystawy Dom Kobiet z 1972 roku postanowiła powtórzyć eksperyment i zapytać nowe pokolenie feministycznych artystek o to, czym jest dom i jaką rolę odgrywa przestrzeń domowa w codziennym praktykowaniu kobiecości w 2014 roku. Dom kobiet czy dom na kółkach? „Własny pokój" dzisiaj dokumentuje pojawienie się nowych wątków w feministycznej epistemologii. Niektóre spośród wystawionych prac można odczytywać jako przejaw nostalgii za domowością, w sytuacji kiedy rosnące czynsze i koszt utrzymania się w mieście sprawiają, że artystki muszą przenosić swoje pracownie do coraz odleglejszych przedmieść. Okazuje się, że w 2014 roku nie mówi się tak naprawdę o domu, skromny pokój jawi się jako szczyt luksusu.
Pomijając kwestię metrażu, dom jest ukazany przede wszystkim jako przestrzeń oporu. Kilka spośród artystek biorących udział w wystawie Schor porusza kwestię pracy domowej. Nie jest ona, jak w przypadku artystek z lat siedemdziesiątych przedmiotem odrzucenia, ale pojawia się jako coś zasługującego na docenienie. Feministyczna ekonomia obnażyła mechanizm naturalizowania eksploatacji kobiet poprzez wykorzystywanie ich w sferze produkcji i reprodukcji. Praca kobiet jest normalizowana jako "praca domowa", a zatem niewarta wynagrodzenia ani uznania społecznego. Dotyczy to zarówno pracy wykonywanej przez kobiety, nieodpłatnie, w ich własnych domach, jak i prac wykonywanych przez słabo opłacane kobiety w sferze publicznej, szczególnie zajęć związanych ze świadczeniem opieki nad dziećmi, starszymi, lub usług związanych z prowadzeniem domu.
Fotografia autorstwa Nancy Grace Horton ukazuje bose stopy na kuchence gazowej. Modelka stąpa jako po rozżarzonych węglach, nic nie wskazuje na to, że miałaby czuć się komfortowo w kuchni, tej "naturalnie kobiecej" przestrzeni. Domy z fotografii Caitlin Rueter oraz duetu Sarah Jimenez & Kaitlynn Redell są pełne niezidentyfikowanych, ale budzących niepokój, kształtów. Pani Dillon uwieczniona przez fotografkę Virginię Claire Sprance na swoim łóżku w otoczeniu trofeów podmiejskiego dobrobytu, nie wydaje się zadowolona, ale przytłoczona. Laura Crosby zaprezentowała na wystawie zdjęcia ze schroniska dla kobiet ofiar przemocy domowej. Dom ukazany w pracach zaprezentowanych na wystawie Schor to miejsce eksploatacji a nie bezpieczne schronienie.
Co się zmieniło od 1972 roku, albo od chwili, kiedy Woolf pisała, że posiadanie własnego pokoju jest warunkiem istnienia kobiecej twórczości?
Staje się chyba coraz bardziej jasne, mimo, że nie zostało to w trakcie wystawy wyraźnie wyartykułowane, że własny pokój to za mało. Obowiązki związane ze sferą domową, ciężar niewidzialnej pracy staje się coraz bardziej przytłaczający. Zastanawia fakt, że nawet w wystawach odwołujących się otwarcie do Virginii Woolf pomijamy fakt, że obok własnego pokoju wymieniała ona pięćset funtów rocznego dochodu jako warunek kreatywności. Dlaczego ciągle boimy się mówić o pieniądzach? Pośrednio tej kwestii dotyczą feministyczne protesty przeciwko braku równouprawnienia w dostępie do instytucji sztuki. W marcu kuratorka Christine Finley zorganizowała w Nowym Jorku Biennale Whitney Houston. Decyzja o zorganizowaniu biennale zapadła po ogłoszeniu informacji o uczestnikach tegorocznego biennale organizowanego przez Muzeum Sztuki Amerykańskiej Whitney. W tym roku kobiety stanowią 32 procent artystów zaproszonych do zaprezentowania swoich prac. Brak równowagi w reprezentacji kobiet i mężczyzn w nowojorkim biennale był zresztą tematem pracy kolektywu Guerilla Girls z 1995 roku. W Biennale Whitney Houston swoje prace zaprezentowało 75 artystek reprezentujących różne narodowości i kultury. Stanowiły one 100 procent wystawiających.