Trzydzieści lat minęło jak z bicza strzelił. Przypadek Foto-Medium-Art

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Historia Galerii Foto-Medium-Art jest symptomatyczna: od galerii tzw. "autorskiej" założonej w 1977 roku przez Jerzego Olka we Wrocławiu do fundacji, która w oparciu o galerię w Krakowie promuje sztukę wybranych artystów związanych z miejscem organizując wystawy, a nawet uczestnicząc w komercyjnych targach. Prezentowana w radomskim MCSW Elektrownia (grudzień 2008 - styczeń 2009)1 wystawa artystów galerii okazała się równie znacząca: obok żyjących klasyków, jak dziś wypada powiedzieć o artystach miary Natalii LL, Andrzeja Lachowicza, Józefa Robakowskiego, Jerzego Olka, czy Ewy Partum, wystawiają twórcy zupełnie młodzi, nieznani, którzy w złotych latach Foto-Medium-Art - nie przymierzając - chodzili do przedszkola. Zanim przejdę do omówienia wystawy wraz z katalogiem spróbuję zrekonstruować na potrzeby tekstu burzliwą momentami historię instytucji stworzonej przez Jerzego Olka.

W 1977 roku, po serii sympozjów Jerzy Olek przejmuje wrocławską Galerię Fotografii z siedzibą w Domku Romańskim. Wkrótce potem organizuje w Katowicach skądinąd ważną imprezę zatytułowaną "Stany graniczne fotografii". Właśnie przy tej okazji po raz pierwszy pojawia się charakterystyczne, używane do dziś logo galerii. W swoim programie teoretycznym, który jest istotnym punktem odniesienia dla galerii, Olek starał się zdefiniować fotografię-sztukę, którą dzieli na fotografię narracyjną (dokumentalną, reportażową, literacką, pamiątkową, opowiadającą jakieś historie, do której jesteśmy najbardziej przyzwyczajeni); fotografię kreacyjną (subiektywną, fantastyczną, abstrakcyjną, o ambicjach artystycznych, tzw. "sztukę fotografów"); fot-art (czyli sztukę inspirującą się fotografią, nurt zapoczątkowany przez pop-art, popularny w polskiej grafice lat 70.); wreszcie foto-medium (nietradycyjne, intermedialne sposoby kreacji, czyli fotografia jako medium sztuki). Klasyfikacja Olka tylko z pozoru ma charakter opisowy, a w gruncie rzeczy autor galerii nie oparł się pokusie wartościowania. Olek zdecydowanie odrzucał fotografię kreacyjną, uważając ją za zbyt konserwatywną i nieaktualną. Jednocześnie zainteresowany był aktywnym wspieraniem poprzez działalność galeryjną opcji "foto-medium".

Zręby swojej teorii Olek szlifował w trakcie zorganizowanego w 1977 roku seminarium "Fotografia - medium sztuki". W tym też czasie rozpoczął tworzenie środowiska artystycznego kojarzonego z pierwszym okresem "Foto-Medium-Art". To ważne, gdyż działania Olka nie miałyby zapewne takiego rezonansu, gdyby nie przekształcenie skromnej instytucji w niemalże ruch artystyczny. Początkowo Olek pracuje z Alkiem Figurą, Ryszardem Tabaką, Ireneuszem Kulikiem, Leszkiem Szurkowskim, a nieco później z Romualdem i Anną Kuterami. Znawca problematyki Foto-Medium-Art, Krzysztof Siatka słusznie zauważa, że artystów związanych z galerią inspiruje słynne hasło Marshalla McLuhana Medium Is a Message2.

Z początku, działania Jerzego Olka przybierały formę seminariów, dyskusji, które z galerii przenosiły się na łamy magazynów takich jak "Odra" czy "Nurt". Publikowane rozmowy o fotografii z artystami takimi jak Zbigniew Dłubak czy teoretykami jak Urszula Czartoryska, tworzyły szczególny kontekst dla praktyki galeryjnej, rozszerzały pole oddziaływania teorii Olka. O tematyce i specyfice prowadzonej dyskusji świadczą już same tytuły: fotografia jako fotografia, fotografia jako film, film jako fotografia, fotografia jako ideologia, fotografia jako relacja, fotografia jako tworzywo, fotografia jako algorytm... W tym samym czasie w Foto-Medium-Art prezentowano dokonania innych galerii nurtu fotomedialnego z Polski.

Warto dodać kilka słów na temat kontekstu instytucjonalnego w jakim działał Olek i Foto-Medium-Art. Od początku lat 70. rozwijało się w Polsce zainteresowanie sztuką mediów, fotografią i filmem, które dodatkowo napędzane było przez zwrot, jaki dokonał się w sztuce za sprawą dominacji konceptualizmu od drugiej połowy lat 60. Dlatego o fotomedializmie autorzy tacy jak Jan Stanisław Wojciechowski piszą konceptualizm estetyki fotomedialnej3. Składały się na to m.in. działalność Warsztatu Formy Filmowej, wystąpienia mniej lub bardziej formalne Jana Świdzińskiego na licznych plenerach i sympozjach, aktywność galerii wrocławskich (Galerii Permafo - Natalia LL, Andrzej Lachowicz, Zbigniew Dłubak; galerii Sztuki Aktualnej - Zdzisław Sosnowski, Janusz Haka, Jolanta Marcolla; galerii Sztuki Najnowszej - Kuterowie, Lech Mrożek, Stanisław Antosz), warszawskich (Remontu, Dziekanki, Małej Galerii), czy łódzkiego Seminarium Warszawskiego, lubelskiego Labiryntu i gdańskiej galerii GN Leszka Brogowskiego. To wszystko sprawiało, że Foto-Medium-Art nie działało w próżni. Według Grzegorza Dziamskiego inicjatywa Olka była swego rodzaju podsumowaniem, integracją osiągnięć całej dekady4. Z pewnością Olek doprowadził do ekstremum zainicjowany w latach 70. dość specyficzny, filozofujący język wypowiedzi. Język na tyle hermetyczny dla osób spoza środowiska, że aż proszący się o krytykę, którą w owych czasach sformułował Wiesław Borowski słynnym paszkwilem pt. Pseudoawangarda, a później w tylko nieco bardziej wyważony sposób rozwinął Piotr Piotrowski w kontrowersyjnej Dekadzie5.

Paradoksalnie, powstanie Foto-Medium-Art zamykało i podsumowywało pewien etap w historii polskiej sztuki, który utracił swoją energię wobec wydarzeń społecznych tej rangi, co powstanie "Solidarności". Można wręcz powiedzieć, że sztuka fotomedialna nie tyle straciła kontakt z rzeczywistością społeczną, co nigdy go nie miała. A rzeczywistość coraz bardziej dawała o sobie znać pod koniec lat 70. i na początku 80. Być może tu należy szukać przyczyn szybkiego rozpadu pierwszej grupy artystów skupionych wokół Jerzego Olka i Foto-Medium-Art. Jak zauważył Jerzy Busza, związana z medializmem estetyka i frazeologia zastąpione zostały wyjątkowo szybko przez nową modę6. W fotografii nastąpił zwrot ku "socjologiczności", w sztuce ku zaangażowaniu i ekspresji.

Nie znaczy to, że działalność galerii i Jerzego Olka ustała. Zmianie uległ jedynie wektor aktywności Foto-Medium-Art, które przeszło ewolucję w kierunku rzeczywistości widzianej w niezwykle intymny, czysty sposób. Rozpoczął się etap "fotografii elementarnej", a Jerzy Olek nawiązał współpracę z Andrzejem Jerzym Lechem, Bogdanem Konopką, Wojciechem Zawadzkim, Jakubem Byrczkiem, Andrzejem Sajem i innymi. Elementaryzm to w znacznej mierze odkrywanie z perspektywy polskiej lat 1980. amerykańskiej fotografii modernistycznej. Nazwa "elementaryzm" okazała się niezbyt szczęśliwa, na co zwrócił uwagę Grzegorz Dziamski, gdyż sugerowała związek z Theo van Doesburgiem raczej niż z Minorem Whitem czy Anselem Adamsem7. Tak czy inaczej medium służyło artystom galerii do komunikowania własnych przeżyć i emocji na bardzo podstawowym, jednostkowym i egzystencjalnym poziomie. Elementaryzm po raz pierwszy wprowadził do fotograficznej praktyki Jerzego Olka wyciszenie i namysł nad istotą rzeczy. Fotografia stała się medium dla duchowości nie tyle nowoczesnej - jak w wypadku amerykańskich mistrzów obiektywu - co ponowoczesnej, świadomej swych korzeni, sięgającej do tradycji tak odmiennych jak wspomniana fotografia amerykańska, czy dalekowschodnia filozofia spod znaku Zen, docierająca przez zachodnie tłumaczenia i opracowania tematu.

Upadek komunizmu i zwrot w kierunku tematyki medialnej, głównie cyfrowej, z jakim mamy do czynienia w Foto-Medium-Art w latach 90. wyznaczają trzeci już okres w funkcjonowaniu wrocławskiej galerii. W tym czasie Jerzy Olek powraca do współpracy m.in. z Romualdem Kuterą i realizuje istotną dla fotografii wczesnych lat po komunizmie konferencję "Nowe przestrzenie fotografii" (1991)8. Lata 90. to zmagania z presją rynkową, brakiem funduszy na działalność i koniecznością opuszczenia Domku Romańskiego. Foto-Medium-Art coraz bardziej funkcjonuje jako idea, środowisko i niezwykłe archiwum zgromadzone przez Jerzego Olka, który w tym czasie na dobre rozwija swoją karierę akademicką, stając się cenionym edukatorem. Od 2007, pod egidą Fundacji Muzeum Nowej Sztuki Wandy Dunikowskiej, Foto-Medium-Art rozpoczyna działalność w Krakowie. Udział w targach w Berlinie, rocznicowa wystawa na trzydziestolecie, a ostatnio również wystawa w MCSW Elektrownia Radomiu z jednej strony domykają poprzednie etapy rozwoju galerii (choć z naciskiem na okres pierwszy i trzeci), z drugiej zaś - próbują spuściznę Foto-Medium-Art przenieść we współczesność. Reanimowani są artyści z pierwszego okresu galerii i dodani do zespołu młodzi, pominięty natomiast pozostaje okres drugi, "elementarny".

Wystawa w Radomiu z wielu względów wydaje się ciekawa i znacząca w kontekście historii jednego z ważniejszych miejsc offowych sztuki polskiej po 1945 roku. Zebrane na wystawie dzieła sztuki podzielić można na trzy zasadnicze grupy. Z jednej strony mamy "klasyczne prace klasyków" Natalii LL czy Józefa Robakowskiego, z drugiej "nowe prace klasyków": Jerzego Olka, Teresy Tyszkiewicz, czy Zdzisława Sosnowskiego. Wreszcie - po trzecie - "prace młodych twórców" związanych z nową, krakowską galerią/fundacją. Już na wstępie wypada przyznać, że najlepiej wypadają "klasyczne prace klasyków", którym czas nie zaszkodził, a wręcz pomógł.

Świetne filmy Teresy Tyszkiewicz przypominają - na co zwrócił mi uwagę jeden z kuratorów zajmujących się filmem awangardowym i subwersją w sztuce - zupełnie współczesne produkcje w rodzaju kultowego Cremastera Matthew Barneya. Z tą małą różnicą, że zostały nakręcone trzydzieści lat wcześniej, na poły po amatorsku, w peerelowskim kontekście. Filmy Tyszkiewicz operują w niezwykle ciekawy sposób formą filmu eksperymentalnego, dość już wtedy rozpracowaną przez artystów fotomedialistów. Jednocześnie Tyszkiewicz nasyciła swoje produkcje erotyką (dziś powiedzilibyśmy retro-erotyką). Peerelowski seksapil ma w sobie coś demonicznego. Erotyczna, dziwna relacja damsko-męska jawi się jako przestrzeń konfliktu, niespełnienia, wręcz biedy. W filmie Oddech Tyszkiewicz tworzy dość metaforyczną kompozycję filmową, wykorzystując jako elementy scenografii mięso, futra, bliżej nieokreśloną maź. Akcję napędza wiercenie dziury, chyba w stole, ale jakby przez osobę przygniecioną blatem, kamera wciska się w mroczne przestrzenie. Ktoś ściska co jakiś czas żabę (sic!). W sumie nieokreśloność zmierza tu w stronę antyhumanistycznej fantastyki, trochę w stylu Żuławskiego. W jakiejś mierze Tyszkiewicz sytuuje się gdzieś pomiędzy feministkami z epoki - krytyką konsumpcjonizmu w wykonaniu Natalii LL - i analizą społecznych ról kobiecych w wykonaniu Ewy Partum. Wszystkie trzy obecne na wystawie artystki pokazują jak z polskiej perspektywy wyglądała praca nad dekonstrukcją płci kulturowej. Ten feministyczny tercet zdecydowanie dominuje na wystawie w Radomiu.

Spośród prac Ewy Partum zwraca uwagę seria poświęcona starzeniu się ("Mój problem jest problemem kobiety"). Patrząc na artystkę, która próbuje zwizualizować tytułowy "problem" upływu czasu trudno nie oprzeć się wrażeniu pociągającej, ale jednak naiwności. Na jednym ze zdjęć z serii na tle czarno-białego plakatu stanowiącego część akcji plakatowania ulic Warszawy stoi artystka ze zmrużonymi oczyma. Przed oczami odbiorcy pojawia się jednak inne zdjęcie. Mianowicie wykonany prawie ćwierć wieku później autoportret dojrzałej Partum z podbitym okiem. Tak wygląda konfrontacja fantazji na temat problemu kobiety z rzeczywistością.

Ciekawy jest również film Zdzisława Sosnowskiego przedstawiający artystę jedzącego ziemniaki. Wydaje się, że jest to jakieś groteskowe odwrócenie Natalii LL sztuki postkonsumpcyjnej. Karmienie ziemniakami odbywa się z płynącym w tle strumieniem programów telewizyjnych emitowanych na jednym z dwóch oficjalnych kanałów TVP. Zapychanie mózgów odbiorców skojarzone zostaje z napychaniem się ziemniakami, do tego wybrakowanym w charakterystyczny sposób widelcem. Jest w tym coś prymitywnego i "obleśnego", a jednocześnie trafnego w zdiagnozowaniu kondycji "obywatela" PRL końca lat 70.

Wśród klasyków obecnych na wystawie należy wymienić Józefa Robakowskiego z filmem "Idę" umieszczonym - co może zbyt oczywiste - przy schodach prowadzących na piętro galerii; Jana Berdyszaka, którego instalację/obiekt zrekonstruowano na potrzeby wystawy radomskiej (inna sprawa to, co owa rekonstrukcja znaczy w kontekście wystawy?); Zbigniewa Dłubaka z "Asymetrią" (z tą pracą według kuratorów dialog nawiązuje Michał Jakubowicz); Andrzeja Lachowicza (piękne, klasyczne już autoportrety/cienie artysty). Mniej znanym artystą z pokolenia klasyków jest Tadeusz Mysłowski, którego "Twarze Nowego Jorku" wydrukowane w epoce oldskulowych igłowych drukarek mają rymować się z portretami Natalii LL, Lachowicza, Dunikowskiej, Tyszkiewicz, Partum. Dziwne to zestawienie, ale łączy je wspólny mianownik jakim jest portret...

Sekwencja nowych prac klasyków obejmuje prace Teresy Tyszkiewicz. Wielkoformatowe, kolorowe autoportrety wydają się późnym, wręcz spóźnionym komentarzem do Natalii LL. Niska jakość fotografii cyfrowych wskazuje na medialny rodowód artystki, ale niczego tu nie dodaje. Formalna gra z nieprzezroczystością medium zderzona jest z absurdalnością twarzy przykrytych ziemniakami, łbami ryb, mięsem, które z kolei naszpikowane są igłami. Agresja tych form jest tyle oczywista, co nieprzekonywująca w sensie zawartości merytorycznej. Tej nieadekwatności nie było z pewnością w filmach Tyszkiewicz z lat 1970.

O ile Natalia LL - a zwłaszcza jej Sztuka postkonsumpcyjna - jest punktem odniesienia dla realizacji innych artystek (także młodszej Dunikowskiej, o czym za chwilę), to sama artystka w kolejnych latach zaskakuje nowymi, świeżymi realizacjami. Na wystawie w Radomiu te nowe prądy w sztuce Natalii LL reprezentuje filmowa Brunchilda i jej przygody z bananem oraz serie autoportretów w maskach gazowych. Wincenty Duniko-Dunikowski jest bardzo obecny na wystawie. Z pracą ciekawą, jaką są "zwinięte sztandary" (Ready for Use) i z pracą żenującą - ale w niefajny sposób - jaką jest "gówniana afera". Druga praca wskazuje na poziom jakiego można sięgnąć na ekspozycji. Artysta niby ironizuje, ale ironia jest cieniutka jak rozmazany na szybie kał (czy też coś co ma widza uwagę w stronę fekaliów kierować). To w rzeczy samej "gówniany" komentarz do świata mediów, jak mało subtelny pokazuje porównanie z puszczanymi nieopodal filmami z końca lat 70. Sosnowskiego. Z drugiej strony "Gówniana afera" jest całkiem niezła jeśli porównać ją z prawdziwie gównianymi, nowymi filmami Sosnowskiego. Nie wiem dlaczego u tego artysty nastąpił taki spadek formy. Podobnie u Tyszkiewicz. Być może to emigracyjne wykorzenienie artystów dało tu o sobie znać. Gdzieś się pogubili, rozładowali napięcie twórcze. Coś stracili. Nie znają kontekstu, nie rozwinęli wyobraźni, wrażliwości. Próbują wejść jeszcze raz do tej samej rzeki i już się nie da. Dziś już kto inny kręci Cremastera.

W inny sposób, czy też z innych powodów pogubił się Olek. Wchodząc w kolejne coraz bardziej hermetyczne i mistyczne rejony właściwie zgubił jakikolwiek kontakt z rzeczywistością inną niż to, co ma w głowie on sam. Nieprzypadkowo w katalogu z Radomia Olek proponuje zamienić tautologię na "tautoluzję" (obrazową tautologię)9... Gdyby tautoluzję dało się stopniować to wszystko, co robi byłoby coraz bardziej tautoluzyjne. Tautologia to tautologia.

Niestety klasycy, w większości, z biegiem czasu idą w sztampę. Romualda Kuterę ewidentnie inspiruje Sharits (praca z kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi). Anna Kutera rozwija swoje zainteresowanie "Domami bezdomnych". Jan Stanisław Wojciechowski pokazuje "pękniętą" glinianą rzeźbę głowy, z której wyrasta aparat fotograficzny "Start". To wszystko brzmi i wygląda jak studenckie próby a nie jak prace mistrzów. Widocznie zbyt długa była przerwa w twórczości, zbyt okrutne realia i historia pokolenia stanu wojennego. Można szukać usprawiedliwień, próbować tłumaczyć, ale nie można zatrzeć wrażenia, że to, co w latach 70. było powiewem świeżości - mimo wszystko - stopniowo uległo zatraceniu, zwietrzało.

Młode pokolenie Foto-Medium wydaje się dość wtórne lub/i pretensjonalne w swoich pracach. Codemanipulator powraca do działań artystów net-artu z lat 90., z drugiej strony bawi się estetyką neonu umieszczając na fasadzie dekoracyjny, niebieski napis "Blue, blau, bleu, niebieski". Trochę to wygląda jak egzotyczny miks Creeda, Dłużniewskiego, Jabłońskiej, Czerepoka i Emin z ostatniego biennale w Wenecji. Z pewnością, jest to efektowne, ale chyba nie do końca sensowne. Rozmieszczony na stole w galerii "interaktywny" komentarz artystyczny do Dekalogu też wydaje się pracą dramatycznie rozdartą: z jednej strony artysta chce powiedzieć coś ważnego, ale wychodzi z tego bełkot. Tak widać kończy się nieprzemyślana manipulacja kodem.

Nie potrafię powiedzieć jaką rolę do spełnienia na wystawie ma pokazywanie filmów - skądinąd zabawnych - grupy Fantastic Nobodies. Miejmy nadzieję, że nie jest to sygnał komercyjnego kierunku przyjętego przez Foto-Medium-Art, które musi zbierać stajnię artystów, nawet jeśli nienajlepszych to przynajmniej międzynarodowych, tak by mieć na kolejne targi możliwie bogatą ofertę dla potencjalnych nabywców.

W tym kontekście, z artystów młodych względnie najciekawsza wydaje się Kinga Dunikowska, która pokazuje dwie prace: serię reklamowych fotografii Alfa, beta... oraz instalację Magic Garden. O ile pierwsza jest choćby przez kontekst ekspozycji skojarzona z krytyką mitu kobiecości przez Ewę Partum, Natalię LL i Teresę Tyszkiewicz, o tyle znaczenie drugiej pozostaje zagadką. Alfa, beta... mówi o kulcie piękna, urody, tajemniczości i konstrukcji kobiecości poprzez prosty zabieg akumulacji portretów kobiecych znanych z reklam. Wszystkie łączy to, że kobiety na zdjęciach mają okulary przeciwsłoneczne. Ta dość prosta typologia dodatkowo obciążona jest zainstalowaniem wśród fotografii luster, które mają otwierać pracę na widza, lub też, co bardziej prawdopodobne wskazywać na intencjonalną obecność autorki (inaczej można by nie odróżnić poziomu krytycznego od afirmatywnego serii zdjęć).

Jeśli chodzi o ocenę całości wystawy, to mam z tym kłopot. Są tu miejsca ciekawe, głównie filmowe, ale także mocne momenty ma "sala portretu". Celność niektórych zestawień i rozwiązań ekspozycyjnych przykrywa ogólny brak klarowności przejawiający się w oddaniu np. środka galerii pod komentarz do dekalogu Codemanipulatora, chyba zbyt efektowne wejście w surową, niezaadaptowaną jeszcze przestrzeń elektrowni z monumentalnym sztandarami, które są częściowo pozostawione także w głównej galerii, a do tego dziwne rozmieszczenie choćby "magicznego ogrodu" czy też nieprzemyślany koniec wystawowej narracji (instalacja Steve'a Schepensa Horror Cabinet, pytanie po co? Na co? Nie wiadomo...). Nawet świetne filmy nagromadzone są w małych salkach i puszczone w pętli, co utrudnia ich odbiór. Do tego przetykane są produkcjami tylko rozpraszającymi uwagę (Fantastic Nobodies). Wiele prac dodanych jest na siłę, tak jakby ktoś organizatorów przymuszał (Fundacja? Artyści?). To błąd. MCSW powinno budować swój program w oparciu o autonomiczne decyzje z korzyścią dla ekspozycji, z myślą o publiczności, a nie mając na uwadze ilościową statystykę bądź pragnienie artystów by pokazać jak najwięcej. Pisząc te słowa czuję, że powtarzam puentę z recenzji innej radomskiej wystawy, tym razem z początku, a nie jak w tym wypadku końca 2008 roku. Mam tu na myśli tekst o festiwalu dedykowanym Jerzemu Buszy (kuratorowanemu przez Leszka Golca)10. Najwyraźniej w Radomiu jeszcze nie wyciągnięto wniosków z błędów kolegów. Szkoda. Ale ostatecznie to dopiero początek - jakże obiecujący - działalności instytucji, która ma ambicję ściągnąć na siebie uwagę publiczności i krytyków nie tylko z Radomia. To jeśli chodzi o MCSW Elektrownia, a Foto-Medium-Art? Wystawa to manifestacja kolejnego już etapu życia legendarnej galerii. W chwili obecnej można śmiało powiedzieć, że od strony artystycznej "wczoraj" dominuje nad "dziś" Foto-Medium-Art, tak jak prace klasyków dystansują artystyczną młodzież skupioną wokół nowego, tym razem krakowskiego już miejsca.

Adam Mazur

 

Linki w obiegu

Rozmowa Tatarem i Kuryłka

  1. 1. Por. Teraz! Artyści galerii Foto-Medium-Art, (kat. wyst.), Mazowieckie Centrum Sztuki Współczesnej Elektrownia w Radomiu, 7 listopada - 21 grudnia 2008. A także M. Wicherkiewicz, Fotomedializm a fotografia. Miejsce fotografii w ramach nurtu fotomedialnego na wybranych przykładach ze sztuki polskiej, w: D. Jackiewicz (red.), Fotografia. Od dagerotypu do galerii Hybrydy. Materiały z sesji naukowej zorganizowanej przez Oddział Warszawski Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Warszawa 2008.
  2. 2. K. Siatka, Teraz! Artyści galerii Foto-Medium-Art, w: Teraz!..., s. 8.
  3. 3. J. S. Wojciechowski, Konceptualizm stylistyki foto-medialnej, w: "Odra" 6/1977.
  4. 4. G. Dziamskiego, Rozproszenie fotografii, w: Nowe przestrzenie fotografii, (kat. wyst. zorganizowanej w ramach II fotokonferencji Wschód-Zachód "Europejska wymiana"), Muzeum Architektury we Wrocławiu, Muzeum Narodowe - Kościół św. Wincentego i Jakuba we Wrocławiu, Muzeum Sztuki Medalierskiej we Wrocławiu, Galeria Foto-Medium-Art we Wrocławiu, Zamek Wojnowice, październik 1991, s. 159-161.
  5. 5. W. Borowski, Pseudoawangarda, w: "Kultura" 12/1975; P. Piotrowski, Dekada. O syndromie lat siedemdziesiątych, kulturze artystycznej, krytyce, sztuce - wybiórczo i subiektywnie. Poznań 1991.
  6. 6. J. Busza, Krótka refleksja na temat fotografii socjologicznej, w: Wobec odbiorców fotografii, Warszawa 1990, s. 148-9.
  7. 7. G. Dziamski, Kult obrazu, mit dokumentu, w: Teraz!..., s. 18.
  8. 8. Nowe przestrzenie fotografii...
  9. 9. J. Olek, Tautoluzja, w: Teraz!...
  10. 10. A. Mazur, Wobec Jerzego Buszy, w: "Camer@obscura", 1(7)/2008, s. 7-20.